sobota, 27 września 2014

7.

                              Słyszę, jak Sean klnie, i to dość ostro. Palce zaciskam na jego koszulce, niemal rozrywając materiał. Wiem, że brat dokładnie analizuje to, co dzieje się za moimi plecami. Próbuję stłumić szloch, ostatecznie udaję mi się przejść do cichego łkania. Powinniśmy się stąd wynosić, wrócić do swoich sypialni i poddać się działaniu zmęczenia, lecz z wzrastającą paniką moja krew krąży szybciej i szybciej,  pobudzając ciało do działania.
                              Staję o własnych siłach i wyplątując się z uścisku Seana zmierzam ku drzwiom, którymi tu przyszłam. Zataczając się kładę dłoń na ścianie. Nagle czuję się odcięta od rzeczywistości, zamknięta w złym koszmarze bez możliwości pobudki. Odwracam się powoli, chcąc przytulić brata. On nadal znajduje się w tej samej pozycji, patrząc jak jakaś wielka plama podnosi dziewczynkę i znika między drzewami. Zaczynam myśleć racjonalnie. To niemożliwe, aby NIB nie miał wokół budynków kamer. Cała sytuacja musiała zostać zarejestrowana, a skoro strażnik podchodzi do tego w taki sposób, na pewno nikt o nic go nie oskarży. Możliwe, że materiały są kasowane, lub ci na najwyższym szczeblu o  wszystkim wiedzą.
                                Potok myśli nakazuję mi podbiec do brata i pociągnąć go za rękę. Nie opiera się, tylko odwraca z ciągłym zdziwieniem na twarzy i idzie za mną.
- Jak tu przyszliśmy? - szepczę przerażona.
Nie mam pojęcia gdzie się znajduje. Znów panika. Powinnam się uspokoić, ale moje ciało zaczyna się trząść. Przecież mogliśmy wybiec tam i krzyknąć, by mężczyzna zostawił tamtą dziewczynkę. Jeśli ma trochę oleju w głowie, na pewno by nas nie skrzywdził. Każdy wie, kogo dziećmi jesteśmy.
- Winda - władzę przejmuje trzymający mnie za rękę Sean, który zaczyna biec w stronę windy.
W środku wpadamy na siebie a ja wciskam pierwszy lepszy przycisk, byleby drzwi się zamknęły. Niech się już zamkną, proszę.
                                Ku mojej uldze po chwili jedziemy do góry. Przy guzikach podświetla się liczba czternaście. O dwa piętra za dużo. Wciskam jedenastkę i zamykam powieki. Co mówiła ta dziewczynka?
Chcę zobaczyć swojego brata. Ten ostatni raz.
Próbuję pojąć znaczenie tych słów, ale zbyt szybko dryfują w mojej głowie, aż w końcu mam ochotę jedynie płakać. Właśnie widziałam czyjąś śmierć.
                                Winda się zatrzymuje, a ja z niej wybiegam. Skręcam w złe korytarze, raz ląduję przy basenie, drugi raz koło siłowni. Dostaję zadyszki, lecz nie zwalniam. W końcu znajduję się w swoim pokoju. Już nie wydaje mi się piękny, tylko wstrętny. Mam ochotę rzucać wszystkim, co stoi się w moim zasięgu.
Gdzie Sean?
Nie obchodzi mnie to.
                                 Jednym ruchem zdzieram zasłonę z karnisza i spoglądam przez okno. To pomieszczenie musi się znajdować z drugiej strony budynku, bo nie widzę, by na zewnątrz cokolwiek się świeciło.
                                 Spokój. Muszę odnaleźć spokój, ale to trudne wyzwanie. Ktoś przeciął szwy nałożone na świeżą ranę. Czuję się, jakby grupa ludzi grała moim sercem w piłkę nożną. Każde uderzenie przywołuje nową falę wspomnień.
                                   Spaceruję wraz z mamą i bratem ścieżką prowadzącą przez park. Śmiejemy się. Trzymam w ręce kawę, tak samo moja mama. Sean opowiada kawały. Od śmiechu boli mnie brzuch. Przechodzimy obok czterech mężczyzn zajmujących jedną z pobliskich ławek. Krzyczą w naszą stronę, ale nie zwracamy na nich uwagi. Komentują mój wygląd i to w obrzydliwy sposób.
- Hej! - krzyczy Sean. - Zamknij się, albo będę musiał to zrobić za ciebie.
                                  Zdecydowanie nie trafiliśmy na kulturalnych ludzi. Wstają i podchodzą do nas. Za to Sean wychodzi na przód, gotów nas bronić, tak jak bronił mnie przed dziećmi znęcającymi się w okresie wczesnych lat. Zawsze wygrywał, ale tym razem boję się o jego zdrowie.
- Chodźmy... - zaczynam, ale jeden z facet wyglądający jak moja szafa uderza chłopaka w twarz.
Każda cząsteczka mojego ciała krzyczy "Nie", ale drugi mężczyzna wyciąga coś z tyłu spodni. Chcę się na niego rzucić, ale to niemożliwe, bo po drodze musiałabym minąć jego dwóch kolegów.
- Za twoją odwagę.
                                  Pada strzał. Krzyczę. Mrugam powiekami, ale Sean wygląda na całego. Nie rozumiem co się dzieje, dopóki nie zerkam za siebie.
Mama leży na ziemi, a z jej czoła wydobywa się rzeka krwi. Z samego środka.
Nagle w całym parku rozbrzmiewa otępiający dźwięk, który kładzie każdego na kolana. Kamery musiały zarejestrować całe zdarzenie i włączyć alarm. Zaraz przyjedzie policja. Słyszę wulgaryzmy wydobywające się z ust zabójcy. Sama jestem zdziwiona, bo podobno władze kazały wyłączyć system czuwający nad parkiem, bo zbyt często zdarzało mu się aktywować z byle błahostek, a spacerujący ludzie nie lubią być traktowani jak zwierzęta.
                                  Przerażona znów patrzę na ciało mojej matki. Ona żyje. Oczywiście, że żyje, to tylko małe draśnięcie. Zaraz wstanie i mnie przytuli. Powie to co zwykle, że nic się nie stało, zaraz tata podjedzie autem i wrócimy do domu.
- Mamo? - staram się przekrzyczeć alarm. Robię to po raz kolejny, ale kobieta wcale nie reaguje. Nie zauważam ruchów klatki piersiowej. Zaczynam wrzeszczeć, chcę się do niej doczołgać.
Przyjeżdża policja.
                                  Trudności z oddychaniem zmuszają mnie do spoczęcia na podłodze. Wkładam głowę między kolana. Śmierć ludzi, chociażby tych, których nie znam jest dość trudnym tematem. Trybiki zaczynają pracować, a ja ciągle odtwarzam tamten wieczór, tamtą noc. Choć ludzie uważają, że jestem tym silniejszym potomkiem, też potrafię się obwiniać. Leżąc we własnym łóżku pod kołdrą, czytając książkę, jedząc śniadanie. Ciągle myślę o tym, że mogłam skoczyć na morderce. Mogłam spróbować, ale tego nie zrobiłam. Może nikt tego nigdy nie zauważy, ale każdy członek naszej rodziny w pewnym stopniu czuje się odpowiedzialny za śmierć mamy. Cała nasza trójka jest jedną wielką stertą rozpaczy.
                                  Nie obchodzi mnie huragan bawiący się moimi uczuciami. Wstaję i idę do pokoju Seana. Leży na łóżku w bezruchu. Przypomina mi się ostatnia noc, gdy przyszedł do mojego pokoju z pociętymi nadgarstkami. Kładę się obok i wtulam w jego ciało, a on natychmiast obejmuje mnie ramieniem.
                                  Wiem, że kiedy jesteśmy obok oddziałujemy na siebie w pozytywny sposób. Nie umiem opisać naszej więzi, może i nawet nie chcę. Wystarczy mi, że Sean jest blisko, bym znów mogła normalnie oddychać.

- Koniec piżama party - budzi nas głos ojca. - Pasowałoby zjeść śniadanie.
Mozolnie podnoszę się z łóżka. Świadomość braku snu poniekąd wywołała na mojej buzi uśmiech. Nie śmiem pomyśleć, co bym zrobiła, gdyby to wszystko zaczęło nawiedzać mnie w stanie spoczynku.
                                Oczywiście nie czuję się dobrze. Siedząc przy wielkim stole rozmyślam nad opcją poinformowania o wszystkim taty. Tak, zdecydowanie byłoby najrozsądniej, do tego zdjęłabym maleńki ciężar z własnego serca.
                                 Potem wchodzi Sean i rozwiewa mój plan.
- Jak tam minęła wam noc? Są tu cholernie wygodne łóżka.
Nie wierzę, że nie chce powiedzieć o tym ojcu.
- Muszę przyznać ci rację - mężczyzna go popiera. - Zjemy śniadanie i idziemy zwiedzać instytut. Potem czeka nas jeszcze podziwianie pierwszych wersji VIS.
- Tak, to będzie bajeczne.
Nadal nie mogę niczego wydusić. Chyba mam otwartą buzię, bo Sean zwraca mi uwagę.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła trupa.
Jeszcze z tego żartuje? Irytacja przerasta moje zdziwienie.
- Jak możesz się tak zachowywać! Czyżbyś miał gdzieś całe wczorajsze zdarzenie?!
Brat marszczy brwi, by potem na jego twarzy zagościło przerażenie. Może myślał, że to działanie któregoś z narkotyków. Wolę nie wiedzieć. Mam ochotę przeprosić, ale wtedy dzwoni telefon ojca. Musimy zejść zwiedzać ten okropny budynek.
                                Kiedy zjeżdżamy windą na parter brzuch zaczyna mnie okropnie boleć. Wolałabym zostać w pokoju, którego nienawidzę nieco mniej niż reszty budynku. Ale wciąż nienawidzę. Kiedy idę korytarzem czuję na sobie czyiś wzrok.
                               Rzucam szybkie spojrzenie przez ramię. Widzę strażnika, tego samego co wczoraj. Podnosi dłoń do góry i palcem wskazującym przejeżdża po swoim gardle.
Szybko łapię jego wiadomość. Coś pisnę i nie żyję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

tak i oto wznawiam moją wcześniejszą porażkę!
rozdziały nie będą zbyt często, bo staram się nie zacząć z jedynkami w nowej szkole, aczkolwiek postaram się by były długie.
jeśli czytacie = komentujcie.
to chyba tyle. mam nadzieję, że powrót tutaj nie wypadł dość źle. (":

27 komentarzy:

  1. Jak się cieszę, że znów piszesz! Rozdział świetny, pisz tak dalej :) czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne :)) bardzo ciesze sie że wznowiłaś bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. powrót wyszedł super i wszyscy są szcześliwi że to zrobiłaś! dodałaś wpis chwile temu a już jest pare komentarzy, weź sobie to do siebie jako motywacje do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Umarłam, jak to zobaczyłam. Telefon trochę potłukł się na płytkach, ale to nic! Dopiero, jak skończyłam zauważyłam, że nie oddycham. Połknęłam ten rozdział w chwilkę. Dosłownie. Czekam na więcej, bo to jest świetne :'))
    Weny, Falenty :')

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest jak narkotyk *,* , dobrze że znowu piszesz .

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie ze zaczelas kontynuować te opowiadanie po tym jak skończyłas o Sammym + nadal nie mogę się pogodzić ze to juz koniec jego przygód ;_; W tak niesamowity sposób pisałaś o nim *__*

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, że jednak to kontynułujesz :-)
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudownie ze wznowiła tego bloga
    Bardzo się z tego cieszę
    Juz nie mogę doczekać się kolejnego rozdzialu tej interesującej historii

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja już dostałam swoją jedynkę, ewenement xD
    W każdym razie jest świetnie, pisz dalej, blablabla
    Ciesz się życiem
    I nie. Zwariuj :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszę sie jak dziecko xD
    Od początku polubiłam tego bloga i cieszę sie że go wznowiłaś, weny ❤️

    OdpowiedzUsuń
  13. Kontynuacja!!! Jupi, jupi :* Możemy poczekać troszkę ;) Weeeeeny Gosia

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo sie ciesze ze znow moge zanurzyc w swiat ,, tego ostatniego razu " dziekujeeee ze piszesz pozniewaz cudnie to robisz jdstem twoja wielka fanka dzki towniez za takie cudny epilog do SAMMEGO tozwijaj sie dalej bo masz wielki talent ;) :)
    Niezgodna Gosia ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak się cieszę że piszesz! Trochę długo, ale się doczekałam. Jestem w niebie! Dziewczyno, ja przez ciebie zwariuję! Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  16. Super że to kontynuujesz

    OdpowiedzUsuń
  17. cholercia, sean troszkę mnie wkurza :v
    jednak mimo wszystko, jestem uradowana, że wznowiłaś 'ten ostatni raz' :"))
    już schudłaś 10 kilogramów? XD

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeju, to jest cudowne <3 Szkoda że już skończyłaś Sammy'ego. Zacznij wydawać książki, przeczytam wszystkie <3

    OdpowiedzUsuń
  19. EJ ja oszalalam czy co
    1 doczekał am się wznowienia tego cud ego bloga
    2 nie mogę się doczekać kolejnego
    3 nie mogłam tego przeczytać z radości za pierwszym razem dlatego teraz czytam to juz trzeci raz
    Zaprasza na mojego mam nadzieje ze cie zainteresuje jak nie to trudno
    my-dual-personality.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. omfgs jak sie cieszę, że wznowiłas tego bloga :'))
    weny :))

    OdpowiedzUsuń
  21. raaaany! :D Nawet nie wiesz jak bardo się cieszę, że wznowiłaś tego bloga :* bardzo za to dziękuję, bo jest to najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam ;)
    rozdział oczywiście cudowny <3 dziękuję raz jeszcze :D
    ~kiwi98

    OdpowiedzUsuń
  22. Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  23. Prosze niech będzie kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  24. Super rozdział, weny

    OdpowiedzUsuń
  25. Genialne!Pisz prawdziwą książkę.Ktoś na pewno ją wyda a ja z chęcią ją kupię.Masz wielki potencjał.Piszesz lepiej niż niektóre zawodowe pisarki.BRAWO! ((((((((((((:

    OdpowiedzUsuń