wtorek, 24 czerwca 2014

3.

- Wię-----          - Więc co myślisz? - pytam brata, który zapala już piątego papierosa.
- Serio chcesz znaleźć czarną_owcę?
Podnoszę się i przeżuwam ostatni kęs jabłka.
- Oczywiście. Potrzebuję kogoś o podobnych poglądach.
- Rób co chcesz. Tylko uważaj na siebie, nie masz pojęcia ile ten ktoś ma lat. Może być nawet płatnym zabójcą.
Unoszę brwi.
- Serio?
Sean wzrusza ramionami, a ja wychodzę i idę do swojego pokoju. Mój brat mówił prawdę. Nie mam żadnych informacji o tamtym człowieku. Może to czterdziestoletni prawnik z wieloma sukcesami na koncie, albo sześćdziesięciolatka jeżdżąca na wózku inwalidzkim.
I tak powinnam wyglądać elegancko. Kolejny dzień w sukience mnie przeraża, lecz nie jestem w stanie nic na to poradzić.
       Cudem wciskam się w starą, obcisłą do granic możliwości kieckę. Kiedy staję przed lustrem, wyglądam jakby ktoś przywalił mi w brzuch i przez to się teraz garbię. Poirytowana przeglądam garderobę mamy. Nie ma tu nowości, ale nie narzekam.
        Ubrana schodzę na dół i uśmiecham się do taty.
- Obudziłaś tego lenia?
- Sądzę, że jego nałóg zrobił to nieco przede mną.
Siedząc w limuzynie z słuchawkami na uszach( tym razem skusiłam się na "More than a feeling") zadaję anonimowe pytanie w sieci.
"~czarna_owca - kto widział kto wie?
W nocy trafiłam na artykuł użytkownika ~czarna_owca, który był niezłym kontrastem całej prasy. Tekst i sama myśl bardzo mi się spodobała, lecz zanim skończyłam, wszystko zostało usunięte. I tu pojawia się moje pytanie:
Trafiliście kiedyś na teksty tego użytkownika?
Co o nim myślicie?
Jesteście za czy przeciw takiemu rozumowaniu?"
Przez długi czas nikt nie odpowiada, więc opuszczam stronkę. Albo nikt się nie zgadza z jego tokiem myślenia, albo, do cholery jasnej, nikt oprócz mnie nie siedzi o trzeciej nad ranem i nie przegląda różnych artykułów.
Poza tym skąd mam wiedzieć, że już wcześniej publikował coś podobnego? Albo w ogóle coś publikował. Głupia Dominique.
          Gdy już dojeżdżamy do firmy, mówię tacie, by się nie martwił, jeśli wrócę nieco później.
- Tylko ja cię proszę, by twój styl życia nie zamienił się w podobny do Seana.
Wciągam żakiet na ręce i odpowiadam:
- Mówisz, jakbym już zaraz miała zostać alkoholikiem.
- Dobrze wiesz, o co chodziło. No cóż, powodzenia cokolwiek będziesz robić.
Wychodzę z auta, przytulam ojca i okrążam wielki szary budynek z masą okien. Na samej górze widnieją literki składające się w nasze nazwisko, "Roberts". Gdy w większości otaczają mnie drzewa, ściągam obcasy i zaczynam iść po trawniku. Podążając równo z ścianą gmachu docieram do wyjścia ewakuacyjnego. Otwieram je dopiero porządnym szarpnięciem, potem ubrawszy buty wspinam się schodami do góry.
Kiedy znajduję się na piątym piętrze, wślizguję się na korytarz. Uderza mnie przyjemna fala zimna, a ja mam ochotę ucałować człowieka, który wynalazł klimatyzację. Dojście do stanowiska Zaca zajmuje jakieś dwie minuty, a przez tą całą drogę usłyszałam dzień dobry jakieś trzydzieści razy.
         Nawet nie pukam, tylko od razu wchodzę do biura. Jest to jedyny pokój, który na szybach ma naklejki, by nikt nie mógł widzieć, co Zac robi w danej chwili. I o dziwo mój tata na to pozwolił.
- Witaj perełko - przystojny blondyn wynurza się zza monitora.
- Witaj miłości ma - przytulam się do niebieskiej koszulki, i właściwie do jej właściciela też.
Potem chłopak przysuwa dla mnie krzesło i stawia je tuż obok swojego.
- Kogo dzisiaj dręczymy, śledzimy, czy może banujemy?
Śmiejąc się siadam na krześle.
- Dzisiaj musisz kogoś znaleźć.
- No nie wiem, nie wiem - zastanawia się. - O ile to żaden chłopak w wieku reprodukcyjnym, to jasne.
- Zboczeniec - mówię, uderzając go dłonią w ramię.
Opowiadam mu cała historię. Choć Zac ma koło trzydziestki, jest moim najlepszym przyjacielem. Tak, tutaj wliczają się też rady sercowe. Raz przyszłam do niego w takiej sprawie i już nigdy tego nie powtórzę.
- Więc mam znaleźć czarną owcę, tak?
- Potrzebuję jedynie adresu.
- Daj mi minutkę.
Blondyn, korzystając z klawiatury niczym Chopin z fortepianu. Znajduje to, co chciałam.
- Ciesz się, że mieszkacie w tym samym mieście.
Wygrana, skarbie!
- Dawaj adres.
- Wellington Street 13 przez 29.
Gdy już niemal nie ma mnie w biurze Zac krzyczy:
- Tylko uważaj na siebie! I jak coś, to upominaj się, że bez zabezpieczenia nie ma o czym mówić!
           
          Nie chcę być chamska, ale kamienica, w której mieszka czarna_owca jest... czarna, i to chyba nie z wyboru. Wchodząc do budynku rozglądam się za numerkami na drzwiach, szukając 29. Gdy już trafiam, pukam.
Staję najprościej jak tylko potrafię. Uśmiechnąć się czy nie? Może nie przepada za rozpromienionymi ludźmi. Opuszczam kąciki ust, ale nie całkowicie, by nadać sobie sympatyczny wygląd.
Drzwi otwiera czarnowłosy chłopak, mniej więcej w wieku Seana. Patrzy się na mnie tępym wzrokiem, jakby dopiero co wstał. Ziewa i pyta:
- W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, mam na imię Dominique. Szukam człowieka znanego w sieci jako czarna_owca. Wiem, że tutaj mieszka. Czy mogłabym z nim porozmawiać?
On dalej patrzy się tym samym wzrokiem, co nieco irytuje.
- Przykro mi, ale widocznie pomyliłaś adresy. Jedyna czarna rzecz w tym domu, to mój dzisiejszy nastrój, więc wybacz, ale będę musiał cię teraz pożegnać...
Drzwi się zamykają, ale ja nie daję za wygraną. Stopę stawiam w progu, co wreszcie go zdziwiło.
- Hola hola, kolego. Nie sądzę, bym pomyliła adresy. Mogę porozmawiać z czarną_owcą?
- Aż taki z ciebie natręt? Tu nie ma żadnej czarnej owcy.
Uśmiecham się i mam nadzieję, że chłopak wyłapie chęć zamordowania go, która iskrzy w moich oczach.
- Jestem pewna swojej pozycji i nalegam, by pozwolono mi porozmawiać z człowiekiem, którego szukam.
- Człowieka, którego szukasz tutaj nie ma. To tyle.
- Nie jestem głupią blondynką, namierzyłam IP komputera z którego został opublikowany ostatni artykuł. Bądź tak miły i pozwól mi z nim porozmawiać.
Chłopak cmoka, nachyla się i pyta:
- Po co szukasz tej całej owcy, co? Może to płatny zabójca. Nie polecam ci się z nim widzieć, leży na kanapie w objęciach alkoholu. Przyjdź innym razem, a najlepiej nigdy.
Toż to przecież drugi debil rodem z piekła. Oczywiście pierwszym jest mój brat, a ci dwaj traktują mnie tak samo lekceważąco.
- Posłuchaj, nieważne kim on jest, w jakim jest wieku, czy ile promili alkoholu gości w jego krwi. Muszę z nim pogadać. To pierwsza osoba, która nie boi się krytykować aktualnej sytuacji naszego kraju i tematu Wielkich Poszukiwań. Ja też nieraz zadawałam sobie pytanie: Co potem? Na pewno istnieje więcej osób, które podziwiają go tak jak ja. W sieci...
- Stop - chłopak przerywa. - Nie prościej byłoby napisać do niego e-maila, skoro znasz jego nick?
Stoję i nic nie mówię.
Bo co mam powiedzieć.
Ależ jestem głupia.
- Nieważne - mruczę. - Tylko się z nim zobaczę i spadam. Obiecuję.
- Nie. Nie mogę zakłócać spokoju mojego guru, więc spadaj już teraz.
- Chciałbyś...
Nie poddam się. Dlatego wślizguję się przez drzwi i niemalże rzucam do przodu, mając nadzieję, że gdzieś tam w pokoju znajdę czarną_owcę. Lecz zwycięstwo nie jest mi chyba dane, bo czarnowłosy chłopak łapie mnie za nogę, przez co upadam.
- Co ty do cholery robisz?! - krzyczę.
- Lepiej zapytaj o to siebie samą!
Próbuję doczołgać się dalej, ale ten kładzie się na moim ciele, miażdżąc to, co nazywam piersiami. Przynajmniej ich resztką.
- To boli, złaź!
- Jeśli obiecasz, że sobie pójdziesz! Jemu nie wolno przeszkadzać!
Turlając się po podłodze i wyginając w przeróżne strony klniemy niemiłosiernie. Nie obchodzi się też bez kopania, szczypania, wrzeszczenia i tym podobnych. Moim osobistym sukcesem jest walnięcie kolegi między jego nogi, ale trafiam na ten "twardy" typ mężczyzny. Ściskając mnie w pasie jęczy cicho, a w oczach widzę łzy. To tyle. I tak nieźle, aż się cieszę, że ubrałam obcasy.
           Kiedy leżymy w dość dziwnej pozie, w drzwiach staje rudy chłopak z zakupami.
- Nie żeby coś, Toby, ale łóżko jest w pokoju obok. Słychać was na całą kamienicę.
- Szukam czarnej_owcy! - krzyczę.
- I widzisz, mówiłem, że fanki się na ciebie rzucą kiedy ujawnisz swoją tożsamość.
Chłopak o imieniu Toby wstaje i pokazuje klatkę schodową.
- Wyjdź. Nie mam zamiaru czyścić podłogi w przedpokoju swoimi ciuchami.
Też wstaję, ale to tyle.
- To ty jesteś czarną_owcą? - wytrzeszczam oczy.
- Nieważne - buczy poirytowany. - Po prostu wyjdź.
- Nie?
Ten łapie mnie za ramię i wyprowadza z mieszkania, po czym zatrzaskuje drzwi.
- Spadaj do domu.
- Nie poddam się tak łatwo!
Debil, kompletny idiota. I taki człowiek jest czarną_owcą? Śmieszne. Dwadzieścia lat! Wygląda na dwadzieścia lat! Porażka. Siadam na zimnym betonie i podciągam kolana pod brodę. Niech sobie ma nawet trzy lata, ale ja chcę z nim porozmawiać. 

piątek, 20 czerwca 2014

2.

Siedząc n                Siedząc na podłodze w swoim pokoju i słuchając piosenek Franka Sinatra Jr przeglądam na tablecie najnowsze nagłówki internetowej prasy. Jest trzecia nad ranem, a moje przekrwione oczy błagają o przerwę, ale ja tylko stukam palcami w rytm saksofonu.
Wielki       "Wielkie Poszukiwania ratunkiem!”-Bzdura – wzdycham, prostując nogi.
Przewijam strony dalej, szukając czegoś, co mogłoby mnie zaciekawić. Czasem mam ochotę wykrzyknąć, że rząd przekupił prasę, aby pozytywnie nastawiała ludzi do Wielkich Poszukiwań. Doskonale rozumiem w jakiej sytuacji znajduje się nasz kraj, aczkolwiek zachęcanie nawet tych najmłodszych do brania udziału w całym tym chorym wyścigu mnie przeraża.
             Unoszę brwi na widok jednego z nagłówków.
Czy aby na pewno Wielkie Poszukiwania wyciągną nas z kryzysu, dostarczą pieniędzy do skarbców i zapobiegną wojnie?”.   Bez zastanowienia klikam w tytuł i czytam artykuł.
Niemalże cały kraj zwariował na punkcie Wielkich Poszukiwań. Właściciele wielkich korporacji wydają tysiące na zapewnienie sobie wygranej.
Postarajmy się spojrzeć na całą sprawę i rozłożyć ją na czynniki pierwsze. Bez wątpienia każdy rozumie, że kraj chyli się ku upadkowi. Nasze państwo nie jest rozległe czy bogate. Odkąd Australia przegrała wojnę z Wschodnią Federacją Europy, kulimy się jak psy, czekając na resztki, które ,miejmy nadzieję, kiedyś spadną z talerza. Nie jesteśmy nawet w stanie spłacić długu zaciągniętego na sprzęt wojskowy. Jeśli w ciągu miesiąca nie oddamy Kanadzie 50 miliardów, zacznie się kolejna katorga – głód i śmierć. Kanadyjczycy nie podchodzą do takich spraw łagodnie, a sam John Cocker powiedział „Płacicie lub giniecie”.
Jeśli Wielkie Poszukiwania powiodą się i uda nam się odnaleźć ostatnie złoża diamentów, równocześnie zażegnamy kłopoty. Leczy czy nie wydajemy więcej, niż mamy zamiar zyskać? Nie chodzi tu o same pieniądze. Niektóre firmy dokonują zmian w kodach genetycznych ludzi, przystosowując ich do warunków panujących pod ziemią. Diamenty ukryte są dość głęboko, a skalne korytarze są wąskie i zdradliwe. Rozumiem, że czas goni nas, ale takie rozwiązania wcale nie są dobre. Prezydent obiecał podzielić się zyskami z korporacją, która pierwsza natrafi na trop diamentów. W ten sposób wiele firm niegdyś nie zainteresowanych takimi sprawami ochoczo rzuciła się w wir walki. To zwiększa prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu, aczkolwiek konkurencja podniosła się do tego stopnia, że ludzie zaczynają sobie grozić śmiercią.
Wielkie Poszukiwania to jedyna metoda na uratowanie naszego kraju, ale czy zadał ktoś sobie pytanie „Co potem?”?”
  Ja zadałam!
„Musimy ratować naszą rzeczywistość, ale czy będziemy w stanie pozostać tacy sami? Wolność i bogactwo powszechnie stały się dwiema najważniejszymi wartościami w Australii.
Stanąwszy na skraju wojny i pokoju powinniśmy..”
  .           Nagle cały artykuł diabli wzięli, a przed moimi oczami pojawia się komunikat:
Treść postu zamieszczonego przez użytkownika ~czarna_owca została usunięta. Odśwież stronę, by przejść do karty głównej.”
-
Szlag by to! - krzyczę. - A gdzie wolność słowa!
Sama nie wierzę w te słowa. Jeszcze przez chwilę wpatruję się w tablet, aż w końcu wstaję i chwytam za kartkę i długopis, zapisując nazwę użytkownika. To śmieszne, ale obiecuję sobie, że odnajdę tego gościa choćby nie wiem co. Wreszcie ktoś, kto podziela moje zdanie.
Chodzę po pokoju, co jakiś czas uderzając w coś ręką. Czuję się... zła? Mam ochotę pójść do pokoju Seana, ale wiem, że on powie bym sobie poszła, bo to tylko głupi artykuł napisany przez jakiegoś idiotę z myślami samobójczymi.
Znajdę go.
Znajdę go.
Znajdę.
- Ale najpierw muszę odpocząć – mówię na głos, zakopując się pod kołdrą.


          Kiedy wraz z tatą siedzimy przy kuchennymi stole, oznajmiam:
- Dzisiaj jadę z tobą do biura.
- Znów masz jakąś sprawę do Zaca? - pyta ojciec, popijając parówkę kawą.
- Tak. Jest mi bardzo potrzebny.
Mężczyzna tylko wzrusza ramionami.
Staram się zjeść jak najwięcej, bo wiem, że szybko do domu nie wrócę. Podróż do pracy trwa jakąś godzinę, Zac powinien odnaleźć tamtego gościa w pięć minut, a potem... Potem – mam nadzieję – czeka mnie wreszcie jakaś ciekawa rozmowa. Strzepuję okruszki chleba z piżamy i wstaję od stołu. Biorę do ręki jabłko i idę na piętro.
        Gdy otwieram brązowe drzwi, moje nozdrza atakuje zapach tytoniu.
- Znów paliłeś w pokoju.
Nikt nie odpowiada. Podchodzę do oszklonej części pomieszczenia i otwieram balkon, haustami wciągając świeżę powietrze. Potem obracam się na pięcie i idę w stronę podwyższenia, na którym znajduje się łóżko. Podnoszę nogę i kopię w wielki fałd pościeli.
- Wstawaj, już dziesiąta.
Spod materiału wydobywa się cichy bełkot będący najprawdopodobniej wyzwiskami.
- Szkoda dnia na marudzenie. Musisz wyczyścić basen, bo pan Borrow wziął sobie wolne.
Brązowa czupryna – a za nią reszta mojego brata – postanowiła ukazać się moim oczom.
- Dlaczego, do jasnej cholery ty nie możesz tego zrobić?
Po jego twarzy widzę, że też nie przespał większości nocy. Uśmiecham się.
- Czy ktoś tu ma kaca?
Jego brązowe źrenice wyglądają jak martwe. Ospale zrzuca pościel na ziemie i sięga ręką po niebieską paczkę leżącą na szafce nocnej. Odpala jednego papierosa i odpowiada dopiero po wypuszczeniu dymu.
- Powiesz tacie, to cię powieszę.
- Nieważne – rzucam, siadając obok niego. - Znalazłam na necie ciekawy artykuł o tym, że Wielkie poszukiwania wcale nie są takie wspaniałe. I nie zgadniesz co – zerkam na brata, który nawet nie wygląda na zaciekawionego. - Nawet nie skończyłam czytać, a post został usunięty.
- Pieprzysz?!- wrzeszczy Sean, a ja podskakuję do góry. - Czyli jednak to prawda, że rząd nie zezwala sobie na krytykę.
Czyli jednak go poruszyłam. Ależ dziwnie się czuję.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
oto i kolejna notka.
mam nadzieję, że nieco się wyjaśniło i że nie jest aż tak źle. XDD

wtorek, 17 czerwca 2014

1.

          - Nasz nowy nabytek jest perłą w dotychczasowych odkryciach NIB – wysoki mężczyzna w idealnie dopasowanym garniturze wskazuje ręką na wielki pulpit znajdujący się na środku ściany, na którym wyświetlone są przeróżne kolorowe wykresy. - VIS-56 w stu procentach wykorzystuje narządy zmysłu, przez co ciemność nie stanowi dla niego żadnego problemu. Przy jego konstrukcji zdecydowaliśmy się w pełni pobudzić receptory węchowe, przez co wyniki końcowe podniosły się aż o jeden procent, wyprzedzając przy tym wszelkie poprzednie wersje VIS i zapewniając nam długotrwałą przewagę nad konkurencją.
           Ojciec poprawia mankiety i nachyla się nad stertą kartek, które położył tutaj przemawiający mężczyzna przed całą prezentacją. Na chwilę marszczy nos. Sama także rzucam na nie okiem i pytam:
- A co z narządem wzroku?
Naukowiec prycha, ale gdy mój ojciec podnosi wzrok natychmiast poważnieje.
- Zredukowany. Ten model został przeznaczony tylko i wyłącznie do poszukiwań pod ziemią, a tam nie ma co liczyć na latarnie i świecące strzałki z napisem „tędy”.
Prostuję się i zmuszam do dalszej rozmowy.
- Ale kiedyś Wielkie Poszukiwania się zakończą. Co wtedy się z nimi stanie...
- VIS-56 będzie potrzebny przy początkowym montowaniu maszyn i budowy korytarzy, przez które pojazdy nie miałyby problemu z przedostaniem się. Oczywiście to wszystko będzie miało miejsce, gdy to my wygramy Wielkie Poszukiwania.
- No dobra – wzdycham. - Gdy już WSZYSTKO się zakończy, a ten cały VIS przestanie być wam potrzebny, co zrobicie?
- Przecież to nieistotne...
- Odpowiedz – kwituje ojciec.
- Moglibyśmy odsprzedać go właścicielom kopalni, które nadal wysługują się ludźmi.
- Wtedy pracownicy zostaliby z niczym. Poza tym z tego co wiemy, VIS jest organizmem stworzonym z człowieka, czyli tak czy siak w kopalniach pracowaliby ludzie.
- Dominique, zawsze musisz się do czegoś przyczepić? - pyta brat wyginający ołówek.
            Zerkam na niego i chrząkam. Brązowe włosy zasłaniają mi jego oczy, ale i tak wiem, że powieki ma zamknięte. Biała koszula jest cała pomięta pod wpływem garbienia się. Mimo iż jest starszy nie zawsze tak się zachowuje.
- Chcę znać wszystkie szczegóły.
- Jak zawsze. Daruj sobie ten jeden raz.
- Nie! - mówię nieco głośniej. - Skoro stworzyli coś takiego jak VIS muszą brać za niego całkowitą odpowiedzialność, łącznie z jego przyszłością.
- Głosowaliśmy także nad tym, by po zakończeniu całych Wielkich Poszukiwań wypuścić ich na wolność.
Przez chwilę milczę, chcąc dokładnie przeanalizować scenariusz takiej przyszłości. Z przyzwyczajenia gryzę kciuk, po czym dostrzegam, że czarny lakier już dawno odszedł od paznokcia.
- Jak chcecie wypuścić setki niewidomych ludzi na ulice?
- Jak mówiłem, brak wzroku nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. VIS potrafi zlokalizować każdy przedmiot w odległości tysiąca metrów, określić jego kształt i dopasować do wzornika rzeczy wszczepionych do jego pamięci.
- Jakbyście po prostu nie mogli zostawić im tych oczu – cedzę ze złości, ale i tak nikogo nie obchodzi ta uwaga.
Ojciec podnosi się z krzesła, a naukowiec od razu do niego podbiega i ściska jego dłoń.
- Mam nadzieję, że VIS-56 nas nie zawiedzie.
- O.. oczywiście, że nie! Jest stworzony do wygrywania.
- Kiedy moglibyśmy zobaczyć pierwszy prototyp? Chciałbym go przetestować, by nie mieć żadnych wątpliwości. Napomnę jeszcze raz, że musimy wygrać Wielkie Poszukiwania.
- Może w sobotę? Model będzie wtedy w pełni gotowy do użytku.
             Też wstaję, nie dlatego, by pożegnać się z mężczyzną, ale dlatego, że nie mam ochoty dłużej tu siedzieć. Ściskając żakiet palcami wychodzę z oszklonej sali konferencyjnej i idę w stronę windy. Za mną wylatuje Sean, a jego brązowe włosy śmiesznie falują. Nie mogę powstrzymać się od uśmiechu, więc odwracam się twarzą do ściany.
- Widziałem to, nie ukrywaj się.
Biorę oddech i mówię:
- Moglibyśmy to wygrać w inny sposób, a nie poprzez modyfikowanie ludzkiego DNA.
- Co na to poradzisz, ojciec korzysta z tego co wszyscy. Nie chce być gorszy. Poczekajmy do daty rozpoczęcia Wielkich Poszukiwań. Cały kraj zacznie wariować i nikt nie będzie się przejmował ludźmi skazanymi na przebywanie w ciemnościach Matki Ziemi.