Gdy obudziłam się tamtego ranka, Sean leżał z rozwartymi powiekami i patrzył na mnie tym dziwnym wzrokiem, którego nie umiem rozszyfrować. Lekko się uśmiechał i głaskał moją głowę. Zawsze chciałam z nim porozmawiać o śmierci mamy, lecz przez większość czasu nie bywa trzeźwy, więc nie ma ochoty z nikim gadać poza swoimi przyjaciółmi ćpunami. W dni takie jak ten nie ma sposobu, by zmusić go do konwersacji. On tylko patrzy na mnie, a ja na niego. Tylko się uśmiecha, a ja wiem, że w ten sposób mi dziękuje. Próbuję coś powiedzieć, ale on przykłada palec do ust i nakazuje milczeć. W milczeniu spędzamy godzinę, dwie, czasem trzy, aż nie przyjdzie tata i nie zgoni nas z łóżka.
Tamtego poranka cała historia się powtórzyła. Chcę przekazać bratu, że jest niewinny i nie musi pokutować, ani błagać Boga o wybaczenie. Chcę, by rozumiał, że za każdym razem, gdy widzę go w takim stanie dostaję palpitacji serca. Pierwsze spojrzenie, a ja panikuję, że tym razem nie przeżyje. Odejdzie, zostawi mnie samą na tym świecie, jakby to miała być teraz moja kolej na obwinianie się. Ale ja też cierpię. Ja też straciłam własną matkę, autorytet, przyjaciółkę. Nie umiem spędzać czasu z wujkiem Robertem. Czuję wtedy, jakby ktoś wykopał mamę z ziemi i włożył jej duszę w jego ciało.
Nic nie poradzę, że takie myśli dopadają mnie w samolocie. Ledwo usiadłam obok brata, a teraz wgapiam się w znajomą twarz i wyłapuje poszczególne znaki, dzięki którym jestem w stanie stwierdzić, że ten gnojek znów coś wciągał. Od razu smutnieję i próbuję zakopać się we fałdach skórzanego fotela. Przywykłam już, że wszędzie latamy tym samolotem. Jego wystrój przypomina pokój gościnny ciotki Claire. Na dębowym stoliku przed nami leży kilka magazynów ułożonych w niewielki stosik. Ojciec siedzi po drugiej stronie, w jednej ręce trzymając tablet, a w drugiej szklankę do połowy wypełnioną whiskey. Nad nim wisi ekran wielkości wersalki wyświetlający najświeższe wiadomości, czyli głównie wszystko o Wielkich Poszukiwaniach. Kiedyś przeczesywałam kanały, szukając stacji nadającej ze Stanów Zjednoczonych, ale tutaj nie łapie niczego spoza granic naszego kraju. Lub po prostu nie chce wyłapywać.
- Czy nasze życie wyglądałoby inaczej, gdybyśmy mieszkali w innym miejscu? - zwracam się do brata, który odrywa wzrok od okna.
- Zawsze możemy zamieszkać na Grenlandii. Tamten klimat to coś wspaniałego.
Zakrywam usta, maskując własne rozbawienie.
- Jeśli tak bardzo tego pragniesz, jestem za, by cię tam wysłać - z szklanki ojca znika część trunku. - Zawsze marzyłem, by moje dzieci coś osiągnęły. Może uda ci się poznać język misiów polarnych.
- Prędzej ich skamielin, ale dziękuję za propozycję. Na pewno się nad nią zastanowię.
Wyciągam telefon i sprawdzam, czy nie dostałam żadnej nowej wiadomości. Przez kilka dni nieustannie wymieniamy się z Tobym swoimi obawami, czy wizjami na temat przyszłości. Nawet doszliśmy do tematu kolonizacji Oweriusza - niedawno odkrytej planety. Oczywiście żartowaliśmy, ale kto wie? Może przeznaczone jest nam rozmnażanie się na skalę międzygalaktyczną. Niestety na poczcie nic nowego.
Kiedy lądujemy, muszę przyłożyć dłoń do brzucha, jakby to miało na celu uspokoić mój żołądek. Nienawidzę momentu, gdy koła dotykają podłoża, a moje wnętrzności pchają się do wyjścia ewakuacyjnego. Chwilę zajmuję mi dojście do siebie. Wstaję i jako pierwsza wysiadam z samolotu. Schodząc stopniami w dół staram się wyglądać najdoroślej jak się da. W odległości kilku kilometrów nie widzę niczego poza pasem startowym, zieloną trawą oraz wielkim hangarem.
- Serdecznie witam młodą pannę Roberts! - starszy mężczyzna podaje mi dłoń, całując mnie w policzek. Jego siwe krótkie włosy łaskoczą moją skórę. Próbuję odpowiedzieć, ale ten już jest przy moim bracie i ojcu. Potem przyjeżdża po nas limuzyna, w której spędzam kolejne dwie godziny swojego życia.
- Zobacz tam - Sean wskazuje na wielki szklany budynek wyłaniający się zza drzew. Jest ogrodzony wysoką siatką zakończą u góry drutem kolczastym. Nie muszę zerkać na tablicę, by wiedzieć, że dojechaliśmy do NIB. Narodowy Instytut Badawczy współpracujący z firmą mojego ojca. Można by powiedzieć, że mamy fory.
Nie słucham wszystkich ludzi witających się z nami, bo chyba zwariowałabym. Każdemu kiwam głową, starając się zachować promienny uśmiech.
- Przeznaczyliśmy dla państwa całe jedenaste piętro - tłumaczył mężczyzna w białym fartuchu, spod którego przeświruje granatowy garnitur. - Jest tam jadalnia, w której zawsze powinno znaleźć się coś do jedzenia, a jeśli mają państwa jakieś życzenia co do posiłków, proszę zadzwonić telefonem pod numer 11. Na tym piętrze znajduję się również siłownia, basen, sauna, kino...
- Wizja basenu brzy cudownie - oznajmia brat opierający się o stalowy drążek w windzie - ale mam nadzieję, że nie będę musiał spać w wodzie. Wilgotność drastycznie wpływa na moje problemy z pęcherzem.
Przy Seanie pod wpływem różnych rzeczy trudno być poważnym. Znów muszę użyć dłoni, by zasłonić usta. Naukowiec czerwienieje i natychmiast wnosi poprawki do swojej wypowiedzi.
- Jest tam także siedem sypialni, więc nie musi się pan obawiać o swoje zdrowie.
- To bardzo dobrze. Nie lubię się moczyć.
- Gwarantujemy panu najsuchszą noc życia.
Sean siedzi na skórzanej sofie, bawiąc się pilotem.
- Nudzę się.
Za to ja leżę na podłodze i liczę halogenowe lampki na suficie. Gubię się przy trzydziestej, gdyż zmieniają kolor świecenia i zamiast pomarańczu oślepia mnie ognista czerwień.
- Chodźmy się przejść.
- Ciekawe gdzie - mówię znużonym głosem.
- Sprawdźmy czy tamta siatka jest pod napięciem.
- Okay, ty jej dotykasz, a ja nagrywam dla potomstwa.
Oboje się śmiejemy. Leżę tak jeszcze przez chwilę. Następnie wstaję i idę do jednej z sypialni. Nie wiem, czy uda mi się wytrwać tu cztery dni nie wariując. Jutro doktor Haynees ma oprowadzić nas po laboratoriach i pokazać pierwsze modele VIS. Zabawa przednia, nie ma co zaprzeczać.
Wchodząc do pokoju już trzeci raz nadal uważam go za niesamowity. Kryształowy żyrandol, perskie dywany i łóżko wielkości mojej łazienki. Kolor beżowej kozetki zlewa się z zasłonami w oknach, które w tej chwili nie przepuszczają światła. Jestem zmęczona, więc padam na to niewielkie niebo w postaci tony pościeli i miękkiego materaca i odpływam.
- Wstawaj! - słyszę wrzask własnego brata, co zmusza mnie do podniesienia się.
- Co? - pytam zaspana.
- Choć, musisz coś zobaczyć - chwyta moją dłoń i ciągnie za sobą, a ja ulegam mu niczym posłuszny baranek pasterzowi.
Początkowo myślę, że znów coś wciągnął i chce mi pokazać elfy latające wokół krzesła(bywało tak kilka razy), ale ku mojemu zdziwieniu wchodzimy do windy, Sean wciska przycisk z cyferką 0 i drzwi się zamykając.
- Coś się stało? - zmartwiona próbuję wyczytać coś z jego twarzy, ale on skupia się na widoku za szybą. Jest już ciemniej, więc jedyne, co dostrzegam do siatka i obrzeże lasu.
Nagle chłopak się podrywa i wskazuje gdzieś palcem.
- Patrz.
Przybliżam się do szyby i dostrzegam jakąś białą plamę za ogrodzeniem.
- O to chodzi?
- Tak. Przed chwilą jeden ze strażników tam podszedł, a dziewczynka zniknęła. Teraz znów wróciła.
Więc ta biała plama to dziewczynka. Nie mam sokolego wzroku, szczerze mówiąc powinnam nosić okulary. Długa historia.
- Nie powinniśmy tam podchodzić, jeśli o to ci chodzi.
- Jestem ciekawy, co ta mała tutaj robi. A ty nie?
Gryzę się w język, by nie powiedzieć prawdy.
- Nie. Wracajmy.
- Przestań, nikt nas nie zauważy.
- Tutaj roi się od kamer i czujników ruchu, inteligencie. Ojciec będzie zły.
Moje zdanie nie robi na nim żadnego większego wrażenia, a że nie chcę zostawiać brata samego, idę z nim. Drzwi windy otwierają się, a my wymykamy się na zewnątrz. Na szczęście korytarz jest pusty, a na jego końcu widnieje tabliczka "wyjście ewakuacyjne". Szybko wychodzimy z budynku, a mnie znów atakuje chłód. Nienawidzę wieczornego powietrza.
- Tam - Sean idzie wprost w stronę ogrodzenia. Tuż obok nas biegnie jeszcze ściana, więc nie widzimy wszystkiego dokładnie. Kiedy dochodzimy do krawędzi, a wilgoć z trawy zdąża przedrzeć się przez moje skarpetki, przed nami pojawia się strażnik.
Brat łapie moją bluzę i przyciąga mnie do siebie. Jest na tyle ciemno, że nie udaje mu się nas zauważyć. I tak to raczej nie jest jego zadanie, bo kieruje się do siatki. Wyprostowany staje przed dziewczynką. Nadal nie umiem jej dokładnie opisać. Biała plama. Tyle widzę.
- Kazałem ci się stąd wynosić! - wrzeszczy mężczyzna, ale mała nie odpowiada. - Słyszysz, wynoś się!
Sekundy milczenia, po czym strażnik wyciąga pistolet. Biorę głęboki wdech.
- Zastrzelę cię, jeśli sobie nie pójdziesz, mała zdziro.
- Chcę go zobaczyć! - oznajmia cieniutki głos. - Mojego brata!
- Wynoś się!
- Chcę...
W tej chwili słyszę stłumiony wystrzał. Biała plama pada na kolana, ale nie płacze. Sean szybko reaguje i przytula moje ciało. Pozwalam mu na to, bo jestem w szoku. Odwrócona plecami, patrząca na święcący napis "wyjście ewakuacyjne" wyłapuję poszczególne dziecięce słowa:
- Mojego brata.... chcę go zobaczyć... Proszę. Ten... Ten ostatni raz... mojego brata.
Kolejny strzał, aż sama upadam. Wszystkie głosy ucichły, a ja czując własne spływające łzy oglądam się przez ramię.
- Zaświeć latarnie numer osiem - mówi mężczyzna do radia. - Muszę coś sprzątnąć.
Światło się zapala, a ja zaczynam szlochać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
byłabym wdzięczna, gdyby pod tym rozdziałem zostawił po sobie ślad każdy czytający. ;~; chciałabym wiedzieć, ilu was jest.
Jestem piersza jej
OdpowiedzUsuńUwielbiam to jak piszesz to jak narkotych nie da się od niego uwolnić.
Super rozdział, robi sie coraz ciekawiej ;) pisz dalej
OdpowiedzUsuńFajny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńSuper :3
OdpowiedzUsuńKolejna sytuacja pokazująca jak działają ludzi i władza, nie obchodzi ich nic tylko po trupach dążą do celu.
Czekam na więcej :-)
<3
OdpowiedzUsuńDobree :)) Czekam na następny :p
OdpowiedzUsuńZostawiam ślad! Osobiście bardzo polubiłam Seana :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKocham <3 :*
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńemn...ciężko coś tu napisać, bo tak świetnie piszesz, jedyne to podziękować za twoją prace. Życzę dużo weny i czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, a rozdział? Cudo. Weny życzę ;)
OdpowiedzUsuń*zostawiam ślad* Szkoda mi tej dziewczynki :c
OdpowiedzUsuńBoże świetny rozdział. ;) Ciekawe o co chodzi z tym bratem i tą dziewczynka. ?
OdpowiedzUsuńWeny życzę :*
wow! życzę weny. genialny rozdział :D
OdpowiedzUsuńZostawiam ślad!
OdpowiedzUsuńłooooooo wyczuwam, ze to bardzo ważny moment w całej opowieści, dziewczynka i jej słowa, o matko. pisz. pisz po 10 rozdziałów od razu ;__________;
OdpowiedzUsuńTen strażnik to jakaś bezduszna kreatura ;____; Naprawdę szkoda mi tej dziewczynki. Jakbym dopadła tego strażnika zabiłabym, spaliła, zakopała (ta moja nieustraszona część duszy)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział :) Czekam z niecierpliwością na następny ;D
Cudowny rozdział <3 Życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuń*Zostawiam komentarz*
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam napisać. Brak mi słów. Genialny.
Weny. X
Swietny
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny na następny rozdział :D
To jest przecudowne, zdaje mi się jakbyś pisała coraz lepiej i lepiej, nie bądź taka, podziel się talentem... Poza tym zatkało mnie kiedy czytałam ten rozdział, ten kawałek tekstu zwyciężył wszystkie inne
OdpowiedzUsuńWspaniale, zazdroszcze wyobrazni :3
OdpowiedzUsuńWENY !
Zgłoszam się :) Masz talent dziewczyno ! Wenu
OdpowiedzUsuńGenialne
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam waszą stronkę o Niezgodnej.<3
Świtne. Prosze pisz znow
OdpowiedzUsuńCudny tajemniczy rozdzial ... oni sa straszni zabic niewinna mala dziewczynke nie dziwie sie reakcji Minizrobiala bym podonnie
OdpowiedzUsuńTwoja fanka Niezgodna Gosia :)
No wreszcie to przeczytałam!
OdpowiedzUsuńI ubolewam, bo to w sumie koniec.
Od samego początku lubiłam Toby'ego, mam zamiłowanie do takich ludzi xD Gdyby się dało..ja chcę dalej. Serio. To jest genialne. Właśnie się okazało, że czytała to też moja koleżanka z klasy.
~Kira w depresji, bo wszystko się kończy, a rzeczy zaczynające się po nich- znikają równie szybko.
Świetne <3 Zgodnie z życzeniem zostawiam ślad #
OdpowiedzUsuń